Translate

poniedziałek, 28 września 2015

David Gilmour i "Rattle that lock" w moich odczuciach





Cześć…

Dziś spróbuję napisać Wam co słyszę na ostatnio wydanej płycie Davida Gilmoura „Rattle that lock”

Otóż jak wielu z Was jestem zwolennikiem Pink Floydów i ich twórczości. David Gilmour należał do Pink Floyd i to będzie zawsze podkreślane, bezpośrednio ale także w jego stylu grania, brzmieniu charakterystycznej gitary, itd. Zawsze będzie kojarzony z naszą ulubioną grupą wszech czasów.

Przesłuchałem tąj właśnie płytę po wielokroć i dlatego zabiorę głos – swój głos w tej sprawie. Otóż to moje odczucia, moje spostrzeżenia.

Czy którykolwiek z krytyków płyty posłuchał ją przynajmniej 10 razy, czy słuchając jej zadawał sobie takie pytania jak ja? Pozostawiam to do przemyślenia.

Moim pytaniem nr jeden był tytuł i okładka płyty… co to może znaczyć… Mogę się domyślać, tak jak wielu krytyków uważa że wie co autor, artysta miał na myśli…

Tytuł i cała płyta  wg mnie – tak jak ja to widzę – to nic innego jak wyrwanie się z zaszufladkowania Davida Gilmoura jako jednego z Pink Floyd. To może być też podsumowanie dorobku artysty, który przez dziesiątki lat był wsadzony w stereotyp. Co do Floydów, przypomnę całej rzeszy niedowiarków muzycznych, że każda płyta Pink Floyd była inna, były inne je wyznaczniki, inna wizja. 
Sam doświadczyłem tego jak będąc zafascynowany moją pierwszą kupioną płytą „Dark Side of the Moon” zafundowałem sobie drugą „Animals” z 1977 roku. Całą płytę odkryłem po jakiś 7 latach, bo wydawała mi się jakąś dziwną pomyłką, zwłaszcza po geniuszu Dark Side…. Dziś tak nie uważam, uważam ją za bardzo dobrą i jednocześnie niedocenianą płytę Pink Floyd z bardzo wnikliwą warstwą tekstową oraz nieprzeciętnymi możliwościami gitarowymi w przypadku „Dogs”

David jest samodzielnym artystą – tak artystą, który świadomie wie co robi i założę się o przysłowiową rację, że dzisiejsi krytycy tej płyty zmienią zdanie.

Wracając do płyty:
Artysta pokazuje nam warsztat możliwości gitarowych, wokalnych, aranżacyjnych oraz wychyla się poza sztywne ramy floydowskie, ale po kolei :

W pierwszym utworze 5AM – słyszę po prostu poranek taki rześki, lekki poranek z ukochaną przy boku, z typowymi riffami gilmourowskiej gitary, której nie sposób nie odróżnić. Utwór mówi do mnie „tak moi drodzy wstałem, biorę się powoli do pracy….”

Drugi utwór  jest już wszystkim doskonale znany, utrzymany w lekkiej tonacji nawiązujący do tego co pisałem we wstępie – „myślicie że stać mnie tylko na granie we Floydowskiej tonacji?”

Faces of Stone – twarze w kamieniu… tu David kokietuje nas niedomówieniami zarówno muzycznymi (prawie jak z francuskiego portu nadbrzeżnego) połączonymi w śmiertelnie poważny ton… okraszone tą gitarą….

Czwórka – oj oj….ależ pięknie się zaczyna… prawie przypomina Poles Apart z „Division Bell” ale nie jest tym utworem co podkreśla po około minucie. Piękna ballada, na fortepian i gitarę. . … można się zakochać….

Następny utwór David znowu wychodzi poza konwencję – rozpoczyna prawie w stylu country, gdzie ten motyw snuję się przez całą kompozycję, bardzo ciekawa mieszanka. Ciekawie skomponowana i zarazem lekka…

In Any Tongue uderza w klimaty profloydowskie, troszkę może za wcześnie wyciszona, ale nie dam sobie resztek włosów obciąć, że taki był zamysł artysty… może po to żeby w myślach został ten utwór?

Beauty – to przecież opisanie nutami, oddanie piękna swej drugiej połówki , ciekawe przestery, miękko zagrane, charakterystyczna solówka, tym razem z cały czas towarzyszącym fortepianem, mogłaby trwać w nieskończoność….

Ósemka na płycie mnie powaliła… Coś co wykracza poza horyzont. Ktoś taki, kto tak myśli jest wizjonerem. Często jego prace nie są odbierane przychylnie przez żyjących.. David Gilmour pokazał tu że jest wizjonerem. Myślę, że tą jazzową nutę stworzył z myślą o Polly… Kochani nie lekceważcie tego utworu… Jest genialny… pokazuje jak możemy się mylić. Kompozycja – majstersztyk a klimat… tylko siedzieć i słuchać  oczywiście z ukochaną, muzyki na żywo.. Rozmawiając z wieloma osobami widzą zadymioną knajpkę jazzową, gdzie powoli sączy się wino, gdzie czas się zatrzymał…. Bajka….Dla mnie kapitalne!

Today…. To utwór połączenia chóru oraz  głosu i gitary Davida...  Na sam koniec tej płyty artysta zabiera nas do ukochanych brzmień swojej gitary, pozwala się rozmarzyć… gdzieś w tle ledwo słyszalne partie instrumentów smyczkowych…
Zostawia nas  tak z takim niedomówieniem… jakby chciał powiedzieć że jeszcze to nie koniec
 
Płyta zdecydowanie do słuchania w domu, w spokoju, do kontemplacji muzyką, do delektowania się każdym dźwiękiem najlepiej z ukochaną osobą przy boku, bo przecież David stworzył tą płytę z Polly Samson. :D

Wszystkim otwartym na muzykę polecam

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski





wtorek, 15 września 2015

Wish You Were Here 40 lecie.

Cześć Hello :D :D

Dziękuję Wam za tak liczne dowody sympatii w stosunku do tego co piszę i do mojej własnej skromnej osoby :D

12 września 1975 roku ujrzało światło dzienne wydawnictwo Wish You Were Here naszej super grupy Pink Floyd. W tym roku obchodzimy 40 lecie wydania tej właśnie płyty

Pisząc to puściłem sobie dla utrzymania klimatu tą płytę....
Jakże trudną sprawą dla twórcy, dla artysty stworzyć coś równie genialnego i ponadczasowego? Właśnie. Pink Floyd już po Dark Side of the Moon musiał zmierzyć się z wielkością tego dzieła.

O swojej fascynacji tą płytą już pisałem w poście : http://pinkfloydword.blogspot.com/2013/10/cakowity-zanik-rozsadku-czyli-jak.html

O czym dziś? tak sobie myślałem... to jest po prostu niemożliwe że ta płyta ma już 40 lat!!! To jest po prostu jakaś abstrakcja.... A jednak... czas....

Tylko że :
po pierwsze - cały czas brzmi świeżo, 
po drugie -  można jej słuchać bezustannie i nigdy się nie znudzi
po trzecie -  po wielu latach słuchania odkrywa się coś nowego, co się jeszcze nie słyszało
po któreś tam - słuchanie jej przez (w moim wypadku) 20 lat, na różnego rodzaju i jakości sprzętach wzbogaca muzyczne doświadczenia
po pinkfloydowemu - zawiera liczne i zawsze aktualne prawdy życiowe, które można odnieść do wielu wielu dziedzin życia, począwszy od uzależnień, samotności a skończywszy na człowieczeństwie ludzkości....

Jest to niewątpliwie wielkie dzieło i zawsze słuchając jego będzie mi się jeżyć włos na rękach, będę sobie wyobrażać to co akurat mi na sercu czy wątrobie leży.. 

Konstrukcja samej płyty po pierwszym przesłuchaniu może wywołać lekki dyskomfort w przerwaniu muzycznej odysei w postaci utworu "Shine on You Crazy Diamond" utworami Welcome to the Machine czy Have a Cigar.  

Utwór tytułowy wpisuje się oczywiście w całą kompozycję płyty jakby uzupełniając "Shine on...". Trzeba przynajmniej kilku przesłuchań że owa konstrukcja była z premedytacją zamierzona i przemyślana.

Dziś coraz rzadziej można posłuchać płyt traktowanych jako jedno dzieło traktujące o jednej sprawie, poświęcone jednemu tematowi. Warto więc słuchać i sięgać po takie wyznaczniki jakości jakim niewątpliwie jest Wish You Were Here





Podaj rękę człowieku człowiekowi, bądź człowiekiem. To się tyczy każdego z nas, niezależnie od wszystkiego....



 Pamiętajmy o tym, by o nas pamiętali za 40 lat...., za tysiąc..

Zostawiam Was samych z tym arcydziełem, ja udaję się w strefę Ricka Wrighta i kolejnych części  tego albumu

Z urodzinowym pinkfloydowym pozdrowieniem

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski






niedziela, 30 sierpnia 2015

David Gilmour - król gitary

Cześć

I wszystko wiadomo, o kim ten post będzie. Ale co to będzie? Jeszcze nie wiem. Wiem, że nie będzie to kolejna notka biograficzna. Co mnie pchnęło? Może trasa koncertowa, z nowym materiałem, która będzie przebiegać przez Wrocław?

To moje własne refleksje podczas wielogodzinnego, wieloletniego Słuchania, przez duże S dzieł Pink Floyd

Jako, że jestem bezgranicznie zakochany w brzmieniu gitar nie będzie to też obiektywne, ale trudno...Musicie mi to wybaczyć ;D

O co więc mi chodzi? - o to żeby pokazać Davida jako twórcę, jako wybitnego gitarzystę, jeśli nie najwybitniejszego ostatnich czasów i poprzeć to przykładami.
Wiem też, że gitara nie jedno ma imię, są różne gitary i są różne style. Jako Floydomaniak, jak większość z Was uważam Davida za swoistego wirtuoza i geniusza za razem. Nie będę tu przedstawiał też wszystkich utworów, które skomponował razem z Rogerem Watersem i spółką. To będą te niezapomniane nagrania, które podkreślają to o czym piszę: 

Wspominałem kiedyś o tym utworze, dla przypomnienia :

Fat Old Sun  z płyt Atom Heart Mother - wykonanie. D.Gilmour z przyjaciółmi w wersji z Gdańska:


Następnie niezapomniana kompozycja Childhood's End (też wcześniej w postach przeze mnie wymieniana):




 Z moich ulubionych smaczków, które mogę wałkować  i przerabiać pod różnym względem całe dnie, w różnej głośności : "On the Run" tu we współpracy z Rogerem Watersem - wersja koncertowa z trasy Pulse




Kolejny fenomenalny dowód współpracy obu Panów : Wish You Were Here z płyty o tym samym tytule. Już mam tzw gęsią skórkę. Śpiewany razem z artystą przez wielu fanów na licznych koncertach. Tutaj zaprezentuję w wersji unplugged:



I jak go tu nie wielbić? i nie wspomnę też o Shine on You Crazy... autorstwa i Davida, Rogera i Richarda.

Ulubiony kąsek z niedocenianej przez wielu płyty "Animals" - oczywiście we współpracy z Watersem. "Dogs" :

Przedstawione wideo jest bootlegiem, który zarejestrował wersję live.

Najbardziej znana solówka świata z płyty "The Wall" - przecież wiecie. Polski przekład to "Cudownie odrętwiały" czyli Comfortably Numb. Przecież muszę muszę to przypomnieć. Wersja live wraz z drugim twórcą tego utworu:




Z tej płyty doskonale znany jeszcze Run Like Hell. Tak dla równowagi :D




 Chcecie jeszcze? Proszę  z kolejnego albumu "A Momentary Lapse of Reason" - Sorrow.... 
 Można się zasłuchać. Może mi powiecie że nie? ;D



Wspominkowo jeszcze parę utworów by się znalazło. Czekając na nową płytę, żegnam się z Wami. A Great Day for Freedom z Gdańska




ps. jak chcecie poczytać sobie o Davidzie zapraszam Was na blog mojej serdecznej koleżanki zakręconej na punkcie Pink Floyd a przede wszystkim Gilmoura:
http://kasinyswiat.blogspot.com/2014/11/david-gilmour-czowiek-ktory-zmieni.html 


Z pozdrowieniami dla moich nowych znajomych Floydomaniaków z Czech

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Moja Pink Floydowa Lista cz. 7 Obscured by Clouds

Cześć :D

Ukryty za chmurami to kolejna genialna płyta naszego najlepszego we wszechświecie zespołu, omawiana przeze mnie wcześniej w poście http://pinkfloydword.blogspot.com/2013/10/ukryty-za-chmurami.html. 

Dziś zamierzam przypomnieć przynajmniej 2 wspaniałe kompozycje, które stanowią o wyrazistości zespołu i jego nieograniczonych możliwościach:

Hipnotyczno- transowy utwór tytułowy :


Zostając w tych klimatach utwór, który wgryza się i zostaje w Tobie, ostro uzależnia, Można słuchać na okrągło.



Mawiają że wisienka na torcie : "Childhood's end"



A jaki jest Wasz wybór z tej płyty??

Pozdrawiam Czerwcowo 

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

czwartek, 30 kwietnia 2015

Moja Pink Floydowa Lista cz.6 Meddle

Cześć :D :D

Dziś chciałem zająć się moimi ulubionymi utworami z Meddle. Album rok później wydany niż Atomowe serce matki zdobył moje serce słuchacza. O samej płycie pisałem już w poście pt. "Ucho albo głowa wielbłąda czyli echa jednego z tych dni".
Fani najlepszego zespołu wszechświata będą wiedzieli intuicyjnie jakie utwory wybrałem przypominając ten fenomenalny album:

"One of These Days"  tu w wersji koncertowej z 1994 roku




Niezaprzeczalnym nr 1 jest wiecznie żywa suita Echoes, której wykonanie ponoć najlepiej wypadło podczas trasy koncertowej Davida Gilmoura w 2006 roku, w Stoczni w Gdańsku. Byłem potwierdzam. Rozpoczęcie drugiej części koncertu tym utworem wyraźnie pobudziło licznie zgromadzoną publikę, która wsłuchana i zamyślona była w On an Island. 





Na koniec krótkiej notki takie słynne zawołanie kibiców z Liverpoolu, pod którym każdy Floydomaniak na pewno się podpisze : "You'll Never Walk Alone" wykorzystane w utworze Fearless



Cieszę się bardzo że jestem we Floydowskiej społeczności

Pozdrawiam Wiosennie
Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

niedziela, 15 marca 2015

Dark Side of the Moon : The Great Gig in the Sky

Cześć :D

Temat rzeka. Podejmuję go po raz trzeci na moim blogu (pewnie nie ostatni....  :D)
O czym dziś?
Może o wybitnej wokalizie na albumie wszech czasów w  utworze :"The Great Gig in the Sky". Za pomysł dziękuję jak zwykle mojemu sąsiadowi Kubie

Kompozytor : Richard Wright
Wykonanie : Clare Torry

Sama kompozycja słuchana wielokrotnie przeze mnie, jest traktowana jako objawienie i misterium Dark Side of the Moon. Bez niej płyta byłaby zdecydowanie uboższa, ba może by nawet nie odniosła tak spektakularnego sukcesu. Tak uważam.
Wykonanie wokalizy jest przez Clare Torry powoduje wielokrotnie u mnie gęsią skórkę. Ilekroć słucham tego utworu odnajduję w nim jakąś cząstkę siebie, swojej historii, wiele wiele rzeczy.

Dla przypomnienia : na początku zamiast fortepianu był ten utwór wykonywany na organach. Zanim przybrał idealną (bynajmniej dla mnie) formę był wielokrotnie udoskonalany poprzez różne efekty dźwiękowe ( np. rozmowy astronautów)

Dziś z przyjemnością przypominam. Panie i Panowie oddaje głos Clare Torry:




Serdeczności dla Wszystkich

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski

niedziela, 1 marca 2015

Moja Pink Floydowa Lista cz.5 Atomowe serce matki

Cześć :D

 O Atomowym sercu matki można by pisać cały elaborat. Połączenie rocka psychodelicznego z orkiestrą i chórem w tym wykonaniu jest po prostu genialne. Chyba zgodzicie się ze mną?
 Krowa na okładce patrzy się na Ciebie w oczekiwaniu naszej reakcji na muzykę.
Właściwie mógłbym całą płytę zakwalifikować do mojej pink floydowej listy. Najpierw zachwyciłem się ponad 20 minutową suitą zamieszczoną na pierwszej stronie płyty. :D
  Warto zwrócić jednak uwagę na dwa utwory : Summer '68 oraz Fat Old Sun, które dziś chciałem przypomnieć:


Tutaj drugi z nich w wersji z Gdańska :



oraz pierwszy :D



W następnej części PFL : utwory z Meddle

Pozdrawiam

Piotrek Floydomaniak Marchewa Wszędobylski