Translate

wtorek, 17 grudnia 2013

Dark Side of the Moon 40 lat jak jeden dzień

Witajcie!!!

Po raz drugi będzie o Dark Side. Koncepcja całego blogu miała opierać się, że tak jak zacząłem tak skończę Najlepszym Albumem pod słońcem.
Będąc na koncercie Another Pink Floyd (polski tribute- ludzi którzy kochają Floydów tak jak każdy z nas) uprzytomniłem sobie, że za mało miejsca poświęciłem Dark Side of the Moon. 
Po drugie - kończy się rok, a w tym roku przecież album obchodzi 40 lecie istnienia na muzycznej scenie.
Po trzecie mam jeszcze trochę materiałów, a pomysłów na kolejne Floydowskie posty też. 
Wniosek jest jasny:

Panie i Panowie : przed państwem Dark Side of the Moon 

Opisywany przeze mnie koncert uświadomił mi jak wiele uniwersalnych prawd jest na nim zawartych, że ten album, że ten zespół tj. PINK FLOYD  łączy któreś pokolenie słuchaczy (Leśniczówka pękała w szwach). Fenomen mało powiedziane.
I jak zawsze mam dylemat którą płytę wybrać czy : Dark Side czy Wish You... dziś zdecydowanie wybieram tą pierwszą!!!! 
Mógłbym jej słuchać na okrągło i na kwadratowo, na stojąco, na leżąco, w upałach i w zimnie. Magia, fenomen tego krążka jest zadziwiający.  Pisząc to cały czas jest w mojej głowie i w sercu. 
Pozwólcie na parę moich interpretacji jako mój mały wkład w upamiętnienie tego albumu:


Kolory –(bez roku)

W ciemności wszystkie stają się czarne
Gdy nastanie jasność mają różne odcienie
Niektóre z nich są z pozoru białe
Inne szare, a znowu inne zupełnie czarne – jak noc
Wszystkie mają swych właścicieli
Gdy popatrzysz na nie przez pryzmat
Przybierają zupełnie inny kolor niż w rzeczywistości
Już prawie nie istnieją te czyste nieskazitelnie białe
Nawet ich właściciele posiadają część powstałą w ciemnościach
Bez znaczenia, że chciałbyś biały kolor
Bo ogarnia cię wkoło coraz bardziej rozszerzająca fala czerni
I nie odrodzi się już piękny dzień pełen bieli
Zapanuje wieczna noc, wieczna ciemność


                                     Piotr Marchewa

Oni i my   (około 1994)
 Tytuł oraz pomysł zaczerpnięty z twórczości  Pink Floyd (Us and them), parafraza własna


Oni i my stanowimy świat innych ludzi
Ty i ja jesteśmy wciąż nieakceptowani
Przełammy stereotypy – może zginiemy trochę później
Niebieski i czarny – nigdy nie wiesz kto jest kim
W górze i na dole – ludzie na stanowiskach i ci co na dole pracują dzień po dniu
Jak normalnie żyć wśród szarego tłumu,
Który nawet nie obejrzy się za nami
W ziemi i poza nią
Tam wszyscy jesteśmy podobni do siebie
I wszyscy zginą i zginie też ostatni inny człowiek
                                     
                                       Piotr Marchewa
  
Mały Książe (gdzieś około 1996)

Gdzie jest Mały Książe?
Mały Książe jest gdzieś po ciemnej stronie księżyca
On jest tam w cieniu, z dala od światła
Wróć Mały Książe! Naucz nas od nowa pielęgnować różę
Zrób porządek z nami samymi
Popatrz – jesteśmy ciągle skłóceni ze sobą
Wojna za wojną. To ziemia. To ludzie z planet, które odwiedzałeś
To ludzie zapracowani, zagubieni w swej wyimaginowanej wyobraźni

Ziemia to taka piękna planeta – rzekłbyś
Nie! To powierzchnia zatopiona w liczbach, pieniądzu
Ratuj nas proszę, bo utopimy się w swoim egoizmie, chamstwie i gburstwie
Zaczekaj jednak, nie wracaj!
Ludzie nie tolerują  postaci z bajek
Tylko małe dzieci wierzą w ciebie i twój idealny świat

Już za późno Mały Książe na ratunek
Więc lepiej zostań gdzieś po ciemnej stronie księżyca
I patrz na upadek ludzkiej cywilizacji
Ale czy na pewno ludzkiej?

                                     Piotr Marchewa


Lunatyk  (05.06.1996)


Błądziłem po omacku każdego dnia
Jak lunatyk po ciemnej stronie księżyca
Wyjście bez wyjścia
Życie bez sensu
Wołanie donikąd
Rozpacz bez dna
Poczułem puls
Echo wróciło
To nie echo, to ty
Wyciągasz przyjazną rękę
Ty dałaś mi klucz życia
Bo tak naprawdę
Nie ma ciemnej strony księżyca


                             Piotr Marchewa


do zobaczenia przed Świętami!!!!
Piotrek Floydomaniak Marchewa

 





 

sobota, 7 grudnia 2013

W stronę Orwella

Witam Was Wszystkich!

Prawie przedświątecznie, grudniowo, popołudniowo, śniegowo.

Wiecie jak to jest jak się zostaje fanem zespołu? Wiecie. 
Kupujesz wszystko, chcesz wiedzieć jak najwięcej. Tak to było z omawianym wcześniej przeze mnie albumem " Animals" z 1977 roku.

Tą właśnie płytą chciałem się dziś zająć.

Po latach słuchania Floydów, poznaniu ich stylu, konceptu i wszystkiego co do tej pory wiedziałem, gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl - a może by tego posłuchać? 
Odrzucona  przeze mnie płyta zaraz po zachwycie nad Wish You Were Here leżała gdzieś w odmętach moich kaset.
Wyciągnąłem, włożyłem do magnetofonu i zamarłem. 

Taaak. 4 utwory mieszczące się na albumie gwarantowały długość i bezkompromisowość.

 Najpierw dotarły do mnie Owce, może ze względu na bardzo dobrą grę Gilmoura oraz klawisze Wrighta, a może wokalizę Watersa , czy w końcu dosadny tekst. Świetny utwór!!! Polecam początkującym Floydomaniakom.

 Po owieczkach (jak ten utwór pieszczotliwie nazywam) w ucho wpadły mi Psy. Bardzo zaangażowane teksty dotyczące całego ludzkiego społeczeństwa. Nie bez przyczyny krytycy dopatrzeli się nawiązania do przedstawienia świata  przez  George Orwella w powieści "Rok 1984"
Wysublimowane solówki Gilmoura podkreślają charakter utworów. Pragnę zwrócić uwagę na proste, jak na Pink Floyd, efekty specjalne. Dzięki temu zabiegowi cały album jest dla mnie bardzo przestrzenny, gdzie słychać poszczególne dźwięki. Myślę, że to celowy zabieg.
No i zostały świnie. Kto nie zna latającej świni podczas koncertów....heh

Moje utwory - dwa bardzo mocno osadzone w klimacie Orwella, Sheep - wtedy 20 lat temu wykreowała zupełnie inną rzeczywistość.
Osądźcie sami: 

PSY (1) (bez daty)

 
Gdy odwracasz się plecami
Czujesz na nich ich oddech
Słyszysz ich jazgot
Nie obracaj się, jesteś ich wrogiem
Masz kość – to dobrze – ale nie przechytrzysz ich
To one za dnia są przyjaciółmi
Ale w nocy są groźne pilnując swych małych wielkich domków
Wyjąc do księżyca
Nie lubią obcych podobnie jak ty
Będziesz uciekał, one za tobą pobiegną
Twoja noga nie pojawi się już na ich terenie
Nie rób tego więcej
Myśląc: pies – przyjaciel

                   Piotr Marchewa


  
PSY (2)  (bez daty)
             
Wy musicie być szalone
że chodzicie  po ulicy
szukając zapachu zdechłego mięsa
 ....
Kochałem was
Wy się zmieniacie
Kto z was się nie zmienił
Kto nie zatrzymał przy sobie
Kto z was nie zaznał domowego szczęścia
Kto nie wędrował z was nieba drogami?

                                      Piotr Marchewa
 

a teraz zupełnie inny - mroczniejszy klimat. Utwór w całości inspirowany utworem Sheep 

                                                          JEŹDZCY (bez daty)

Najpierw łagodnie jak owieczki, prawie po cichu, prawie niezauważalnie, czasem odzywając się. Było ich dużo, o wiele za dużo. Szli i jechali przez zieloną oazę spokoju. Idą tak od wieków, nie wiadomo skąd. Tego nikt nie wie i nie będzie wiedział. Jechali obok idących, jechali na swych czarnych jak noc wierzchowcach, powoli, statecznie z całym dostojeństwem, jakie przysługuje rycerzom. Rycerzom śmierci
Wzrok ich był wieczną pogardą dla wszystkich i wszystkiego.
Oczy – to je było tylko widać spod czarnych, błyszczących hełmów, na których powiewały krucze pióra i ludzkie skalpy. Ktokolwiek ich widział – widział ich raz by potem móc umrzeć w okropnych, przerażających mękach.
Ich miecze, szable, topory i włócznie były tak błyszczące i ostre, że wydawało się iż tną powietrze. Lśniące zbroje dopasowane do każdego z nich.
Tysiące piór powiewało na wietrze, a nad nimi unosił się proporzec. Był to wizerunek wielkiego łba dzika, z którego lała się czarna krew.
Szli dalej jak jeden mąż, zostawiając za sobą przerażającą pustkę. Sprzymierzeni z nocą, podkradali się jak wilki, jak zdziczałe psy, które nie wiedzą o swym instynkcie. Szpony śmierci zostały w domach, gdzie nie było już słychać jęków rozpaczy. Zostawiali czarny proch zmieszany z czerwoną krwią.
Koniec istnienia, koniec wszystkiego.
Czas dla nich nie istniał, wiek temu to dla nich jak wczoraj. To oni ustanawiali porządek rzeczy świata. Stworzeni przez ludzi dla ich zagłady. Kto istniał -przegrywał.
Za dużo było miejsc na ziemi, więc nie spieszyli się. Powoli, systematycznie, precyzyjnie zabijając ludzi – wioska za wioską, miasto za miastem, kraj po kraju.
Byli niezniszczalni. Nagle jednak nastała cichość zabijania. Armia śmierci ruszyła galopem przez glob. Przegrała sama ze sobą, nie mają już swego zadania, nie mają dokąd wracać. Nareszcie koniec. Czarni rycerze zginęli wraz z ostatnim człowiekiem.
Pozostały tylko czarny popiół i czerwona krew

                                                        Piotr Marchewa



Pozdrawiam Was gorąco!!!
Piotrek Floydomaniak Marchewa