Prawie przedświątecznie, grudniowo, popołudniowo, śniegowo.
Wiecie jak to jest jak się zostaje fanem zespołu? Wiecie.
Kupujesz wszystko, chcesz wiedzieć jak najwięcej. Tak to było z omawianym wcześniej przeze mnie albumem " Animals" z 1977 roku.
Tą właśnie płytą chciałem się dziś zająć.
Po latach słuchania Floydów, poznaniu ich stylu, konceptu i wszystkiego co do tej pory wiedziałem, gdzieś z tyłu głowy tliła się myśl - a może by tego posłuchać?
Odrzucona przeze mnie płyta zaraz po zachwycie nad Wish You Were Here leżała gdzieś w odmętach moich kaset.
Wyciągnąłem, włożyłem do magnetofonu i zamarłem.
Taaak. 4 utwory mieszczące się na albumie gwarantowały długość i bezkompromisowość.
Najpierw dotarły do mnie Owce, może ze względu na bardzo dobrą grę Gilmoura oraz klawisze Wrighta, a może wokalizę Watersa , czy w końcu dosadny tekst. Świetny utwór!!! Polecam początkującym Floydomaniakom.
Po owieczkach (jak ten utwór pieszczotliwie nazywam) w ucho wpadły mi Psy. Bardzo zaangażowane teksty dotyczące całego ludzkiego społeczeństwa. Nie bez przyczyny krytycy dopatrzeli się nawiązania do przedstawienia świata przez George Orwella w powieści "Rok 1984"
Wysublimowane solówki Gilmoura podkreślają charakter utworów. Pragnę zwrócić uwagę na proste, jak na Pink Floyd, efekty specjalne. Dzięki temu zabiegowi cały album jest dla mnie bardzo przestrzenny, gdzie słychać poszczególne dźwięki. Myślę, że to celowy zabieg.
No i zostały świnie. Kto nie zna latającej świni podczas koncertów....heh
Moje utwory - dwa bardzo mocno osadzone w klimacie Orwella, Sheep - wtedy 20 lat temu wykreowała zupełnie inną rzeczywistość.
Osądźcie sami:
PSY (1) (bez daty)
Gdy
odwracasz się plecami
Czujesz na
nich ich oddech
Słyszysz
ich jazgot
Nie obracaj
się, jesteś ich wrogiem
Masz kość –
to dobrze – ale nie przechytrzysz ich
To one za
dnia są przyjaciółmi
Ale w nocy
są groźne pilnując swych małych wielkich domków
Wyjąc do
księżyca
Nie lubią
obcych podobnie jak ty
Będziesz
uciekał, one za tobą pobiegną
Twoja noga
nie pojawi się już na ich terenie
Nie rób
tego więcej
Myśląc:
pies – przyjaciel
Piotr Marchewa
PSY (2) (bez daty)
Wy musicie
być szalone
że
chodzicie po ulicy
szukając
zapachu zdechłego mięsa
....
Kochałem
was
Wy się
zmieniacie
…
Kto z was
się nie zmienił
Kto nie
zatrzymał przy sobie
Kto z was
nie zaznał domowego szczęścia
Kto nie
wędrował z was nieba drogami?
Piotr Marchewa
a teraz zupełnie inny - mroczniejszy klimat. Utwór w całości inspirowany utworem Sheep
JEŹDZCY (bez daty)
Najpierw
łagodnie jak owieczki, prawie po cichu, prawie niezauważalnie, czasem odzywając
się. Było ich dużo, o wiele za dużo. Szli i jechali przez zieloną oazę spokoju.
Idą tak od wieków, nie wiadomo skąd. Tego nikt nie wie i nie będzie wiedział.
Jechali obok idących, jechali na swych czarnych jak noc wierzchowcach, powoli,
statecznie z całym dostojeństwem, jakie przysługuje rycerzom. Rycerzom śmierci
Wzrok ich
był wieczną pogardą dla wszystkich i wszystkiego.
Oczy – to
je było tylko widać spod czarnych, błyszczących hełmów, na których powiewały
krucze pióra i ludzkie skalpy. Ktokolwiek ich widział – widział ich raz by
potem móc umrzeć w okropnych, przerażających mękach.
Ich miecze,
szable, topory i włócznie były tak błyszczące i ostre, że wydawało się iż tną
powietrze. Lśniące zbroje dopasowane do każdego z nich.
Tysiące
piór powiewało na wietrze, a nad nimi unosił się proporzec. Był to wizerunek
wielkiego łba dzika, z którego lała się czarna krew.
Szli dalej
jak jeden mąż, zostawiając za sobą przerażającą pustkę. Sprzymierzeni z nocą,
podkradali się jak wilki, jak zdziczałe psy, które nie wiedzą o swym
instynkcie. Szpony śmierci zostały w domach, gdzie nie było już słychać jęków
rozpaczy. Zostawiali czarny proch zmieszany z czerwoną krwią.
Koniec
istnienia, koniec wszystkiego.
Czas dla
nich nie istniał, wiek temu to dla nich jak wczoraj. To oni ustanawiali
porządek rzeczy świata. Stworzeni przez ludzi dla ich zagłady. Kto istniał
-przegrywał.
Za dużo
było miejsc na ziemi, więc nie spieszyli się. Powoli, systematycznie,
precyzyjnie zabijając ludzi – wioska za wioską, miasto za miastem, kraj po
kraju.
Byli
niezniszczalni. Nagle jednak nastała cichość zabijania. Armia śmierci ruszyła
galopem przez glob. Przegrała sama ze sobą, nie mają już swego zadania, nie
mają dokąd wracać. Nareszcie koniec. Czarni rycerze zginęli wraz z ostatnim
człowiekiem.
Pozostały
tylko czarny popiół i czerwona krew
Piotr Marchewa
Pozdrawiam Was gorąco!!!
Piotrek Floydomaniak Marchewa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz