Oczywiście wiecie o kogo chodzi. Dzisiejszy post poświęcam okresowi z Sydem Barrettem.
Dziś nie będzie moich dzieł związanych z tym okresem. Syd a właściwie Roger Keith "Syd" Barrett był nietuzinkową postacią. Nie tylko w zespole. Właśnie to on odpowiada za pierwsze jakże ważne psychodeliczne podłoże kształtującego się zespołu.
Cały pierwszy okres czyli pierwsze dwie płyty trzeba, jak większość utworów Floydów wielokrotnie przesłuchać. Za którymś razem zafascynowały mnie dwa utwory : "Instellar Overdrive" i "Astronomy Domine". Obydwa utwory dla mnie nawiązują do podróży międzygalaktycznych, do podróży do końca wszechświata, do badania go, do ekspedycji Voyagerów...Do ludzkich wyobrażeń o innych planetach....
Niezbadany wszechświat jest zaklęty w tych paru dźwiękach. Słuchając tych dwóch utworów mam wrażenie jakbym był razem z Floydami w tamtym dziwnym okresie.
Studiując pierwszą studyjną płytę Pink Floyd "The Piper at the Gates of Dawn" nie da się nie zauważyć że pierwsze riffy gdzieś już się słyszało. Może na Abbey Road...?
Słuchając Piper .....brakuje mi na niej pierwszego singla Arnold Layne.... Słuchaliście jego wykonanie przez Davida Bowiego? Znakomite!!!! Polecam
Nie sposób zapomnieć też dwóch charakterystycznych utworów Barretta : Bike czy See Emily Play. Dominację Barretta nie tylko widać w kompozycji utworów ale przede wszystkim na pierwszej okładce płyty:
Źródło : http://okladki.net/okladki/show/134-pink-floyd--the-piper-at-the-gates-of-dawn |
Dla mnie ta okładka jak najbardziej odzwierciedla pierwszy okres działalności Floydów.
Co do mnie nigdy nie próbowałem ani nie będę próbował zażywać przeróżnych środków odurzających i nigdy nie będę wiedział co czuł Syd i co widział.
Wszystkim fanom polecam oficjalną stronę Syda : http://www.sydbarrett.com/home.htm
20 lat temu słuchając Floydów stworzyłem taki utwór będący psychodelicznym hołdem im złożonym. Otóż i on:
PINK FLOYD WORD
Odwiedziłem
kobziarza u bram świtu, mieszkał on spodku pełnym tajemnic otoczonym murem.
Kobziarz czarodziej rzekł UMMAGUMMA i nagle zjawiły się w jego domu psy, świnie
o owce. Niesamowite.
Kiedy nadeszła noc patrzeliśmy razem w ciemną
stronę księżyca, ukrytą gdzieś za chmurami i
marzyliśmy o gwiezdnych wędrówkach.
Po jajecznicy na śniadaniu wyruszyliśmy do
Pompei, gdzie na ich zgliszczach wysłuchałem utworu o atomowym sercu
matki. Kiedy wróciliśmy straciłem
kompletnie rozsądek. Musiałem wyjechać czyhając na autostop. Z cudownego snu zbudził mnie dźwięk dzwonu.
Była niedziela. Przypominając sobie kobziarza od razu mocniej bije mi puls.
Piotr Marchewa
do następnego Floydowskiego postu
Piotrek Floydomaniak Marchewa
Kocham tego Szalonego Diamenta. Celnie go chłopaki określili. Uwielbiam go pomimo tych swirowan bo mimo wszystko i bez wątpienia był wielkim artystą ciekawym. Po prostu innym niż wszyscy
OdpowiedzUsuńTeraz mnie tak naszło. Może by zorganizować zlot fanów PF?
OdpowiedzUsuń